Dolegliwość główna pacjenta nie zawsze jest głównym objawem diagnostycznym

Dolegliwość główna to nie zawsze główny objaw diagnostyczny.

Wczorajsza konsultacja (powiedzmy) pacjent ujawnił pewien istotny dla  rozpoznania różnicowego fakt diagnostyczny. Ma to duże znaczenie w kontekście ostatniej mojej analizy w poście: Diagnostyka różnicowa sposobem na “Pani jest medyczną zagadką”? 2020

To co ważne dla chorego, może nie być najważniejsze dla wyboru algorytmu diagnostycznego. Algorytm wymaga wybrania kilku objawów głównych.

Pacjent najczęściej skarży się na to co mu dosłownie dokucza (dolega). Natomiast często nie zauważa i nie eksponuje pewnych zaburzeń funkcjonalnych (jeśli nie są to np. utraty kończyn lub narządów). Bywa też, że chory już tak powoli przyzwyczaił do swoich ułomności, że podczas zbierania wywiadu ich nie podaje (po prostu o nich nie pamięta lub uznaje za nieistotne). Takie podejście może też uśpić czujność lekarza. Może to powodować nawet pominięcie tego faktu w dokumentacji medycznej  (bywa, że jak coś nie pasuje do koncepcji diagnostycznej nie jest opisywane). W ten sposób wybieramy do różnicowania objaw o mniejszym znaczeniu klinicznym.

Oto przykład z wczorajszej konsultacji  – pacjent skarży się głównie na bóle głowy i zaburzenia równowagi. Cała diagnostyka dotychczas poszła w tym kierunku. Dopiero po godzinie zbierania wywiadu ujawnił się fakt, że kiedyś matka pacjenta zauważyła, że ma on w bucie krew. Okazało się, że chory nie poczuł momentu skaleczenia się w podudzie. Nie czuł też spływającej krwi i jej obecności w bucie. Okazało się, że chory ma od lat zaburzenia czucie temperatury i bólu na prawej kończynie górnej i nie zauważył postępu choroby w obrębie prawej kończyny dolnej. Do tej pory nie zgłaszał tych dolegliwości, bo się już do nich przyzwyczaił i mu nie przeszkadzały.

W takim kontekście może trzeba zmienić algorytm. Zamiast rozpoczynać np. od zawrotów głowy należy zapytać się jakie choroby mogą powodować niedoczulicę jednostronną ciała, której towarzyszą bóle i zawroty głowy. Startowy objaw algorytmu może nas doprowadzić do całkiem odmiennych rozpoznań chorobowych a pominąć naszą jednostkę chorobową.

Dlatego wywiad chorobowy jest bardzo ważny. Czasem ważniejsze może być to, czego NIE MA niż to co co jest!

Dlaczego rzadko rozpoznaje się choroby “sieroce”?

Nie rozpoznajemy chorób rzadkich, ponieważ ich nie szukamy (jeśli nie są na liście chorób zagrożonych szybkim zgonem lub są poza listą 20 chorób badanych w noworodkowym teście przesiewowym “”suchej kropli krwi”), albo szukamy dopiero  po wykluczeniu chorób częstych.

Do analizy tytułowego problemu (Dlaczego rzadko rozpoznaje się choroby “sieroce”?) częściowo zastosuję technikę “5 Why?” – bardzo przydatna w prowadzeniu “trudnych przypadków diagnostycznych“.

  1. Co to są choroby “sieroce”? (specjalnie użyłem tej nazwy stosowanej dla “leków sierocych” – tamtymi nie interesowały się koncerny farmaceutyczne, natomiast chorobami nie interesuje się system publicznej ochrony zdrowia oraz lekarze ze względu na pewne procedury diagnostyczne) Ani matki (diagnostyka, ani ojca (NFZ) – po prostu sieroty!  Są to choroby rzadkie – czyli występujące z częstością 1 na 2000 mieszkańców (co daje 0,05% populacji)  oraz choroby ultrarzadkie, z które uznaje się schorzenia przypadające 1 na 50 000 mieszkańców danej populacji (0,002%).

Lista chorób rzadkich obejmuje około 7000 jednostek chorobowych.

Uważa się, że na świecie jest około 300 milionów takich pacjentów, w Polsce może ich być wg w/w współczynników 38 mln -> 0,05% =  1.900000 – czyli prawie 2 mln osób. Nie wszystkie choroby dają objawy kliniczne, większość z nich ma podłoże genetyczne.

Czyli pierwszym wnioskiem w odpowiedzi na moje pytanie jest::

Choroby rzadkie diagnozujemy rzadko – bo jest ich dużo, występują rzadko i każda z nich dotyczy stosunkowo niewielkiej liczby osób w populacji.

Choroby rzadkie dotyczą 0,05% populacji, nie zawsze (lub dopiero po latach) dają objawy kliniczne (czyli taki pacjent nie zgłasza się do lekarza),  rozproszenie ilości chorób (2 mln chorych/7000 jednostek chorobowych = średnio około 280 z daną chorobą rzadką).

Przesiewowe noworodkowe testy “suchej kropli krwi” dotyczą tylko około 20 chorób z 7000 tysięcy chorób rzadkich.

2. Dlaczego mimo wszystko nie wprowadzić pełnej diagnostyki przesiewowej dla całej populacji?

a) Większość (podaje się, że nawet 80%) ma podłoże genetyczne. Na razie nie mamy tak dużej genetycznej bazy diagnostycznej a koszt badania pełnoeksomowego WES to około 6 tys. zł.

Wprawdzie rozpoczęto już projekt ustalenia genomu Polaków, który stanie się wzorcem do szukania genów patologicznych  i powoli prowadzi się badania populacyjne, (np. Warsaw Genomics w kierunku raka), ale to trochę potrwa. Poza tym mutacje genetyczne nie tylko są dziedziczne, ale powstają też jako pierwsze w rodzinie “de novo” pod wpływem środowiskowych czynników mutagennych.

b) szukanie chorób rzadkich – infekcyjnych, nowotworowych, nieprawidłowości budowy ciała, autoimmunologiczne, prionowe, niektóre psychiczne – wymaga dużej ilości testów laboratoryjnych i drogich badań obrazowych.

Wniosek nr 2 – Nie szukamy chorób rzadkich w całej populacji ze względu na koszty i ogrom przedsięwzięcia.

3. Dlaczego lekarz  rutynowo nie szuka chorób rzadkich?

Wniosek: Ponieważ tak go nauczono i tego nie finansuje niskobudżetowy system opieki zdrowotnej (każdego kraju – nie tylko w Polsce).

Brak leków celowanych na większość chorób genetycznych osłabia także zapał diagnostyczny lekarza. Mentalnie zostaje pytanie: Co z tego, że znajdę rzadkie mutacje genetyczne, na które i tak na razie nie ma leków. (Pacjent i ja wykonaliśmy masę dobre, ale nikomu niepotrzebnej roboty”. Diagnozujemy, aby leczyć. Stomatolog wyrwie ząb – bólu nie ma, a u nas…? Jak liczyć na wdzięczność pacjenta (nie koniecznie finansową) – jeśli problem został tylko nazwany a nie rozwiązany. To nie chirurg plastyczny, który  zarabia na bardzo godne życie.

Nawet jeśli znajdę rozpoznanie, czy istnieją programy lekowe dla tego pacjenta w Polsce i czy chory zostanie do nich zakwalifikowany (na prywatne leczenie przy tych stawkach cenowych nie ma co liczyć).

4. Dlaczego uczy się lekarzy “pomijania” chorób rzadkich?

Wniosek 4. Ma to aspekt finansowy, ale także bardzo praktyczny ze względu na skuteczność podejmowanych decyzji terapeutycznych. Przyspiesza działanie terapeutyczne, zmniejsza ilość błędów lekarskich., redukuje liczbę zbędnych badań obciążających pacjenta (np. badania kontrastowe).

Czasem liczą się minuty, które mamy na ratowanie życia, i musimy podejmować szybkie decyzje terapeutyczne. Nie zawsze zdążymy przeprowadzić badania dodatkowe, aby ustalić ostateczne rozpoznanie. Dlatego schematy terapeutyczne zalecają leczenie zgodnie z rozpoznaniem hipotetycznie częstszej choroby, niż zwlekać z leczeniem. mniejszym błędem będzie nie leczenie choroby rzadkiej, niż brak wdrożenia prawdopodobnie częstszej choroby. (Co przyjdzie pacjentowi z rozpoznania choroby sierocej po jego śmierci?).

“Mówi się, że powinniśmy w pierwszej kolejności “szukać wielkiej ryby w dużym stawie za pomocą sieci z dużymi oczkami“.

Postanowiłem przeanalizować kilka internetowych filmów dydaktycznych dla studentów i lekarzy dotyczących diagnostyki różnicowej.

W jednym z nich mówi się, że częściej występują choroby powszechne z nietypowymi objawami, niż choroby rzadkie o typowych objawach.

How to create differential diagnosis część 1

How to Create a Differential Diagnosis (Part 1 of 3) – prof. Eric Strong ze Stanford University School of Medicine)

Wykluczanie ze ścieżki diagnostycznej chorób rzadkich i niezagrażających życiu przedstawia w “Differential Diagnosis for the medical students” dr Anna Pickens

 

Poniższe przezrocze jest najistotniejsze dla zobrazowania dzisiejszego problemu. Odrzucamy bez diagnozowania choroby mało prawdopodobne! Do takich zalicza się przecież choroby rzadkie. Na czerwono zaznaczono choroby zagrażające życiu. (To nie Sherlock Holmes, który uważał, że “Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą. Artur Conan Doyle “Znak czterech”). Czyli nieprawdopodobne, nie jest nie możliwe) :). Takie rozumowanie trzeba przyjąć, gdy zawiedzie opisana standardowa ścieżka diagnostyczna. W swojej praktyce diagnostyce trudnych przypadków chorobowych często muszę przyjąć i takie założenia – szukam też chorób rzadkich!

Przy czym Pani Doktor duży nacisk w swojej prelekcji kładzie na uwzględnianie w diagnostyce różnicowej (ale nie diagnozowanie) chorób zagrażających życiu, które nie występują często.

5. Dlaczego lekarzowi jest tak trudno szukać chorób sierocych?

a) Brak finansowania w POZ badań genetycznych, konieczność kierowania do pracowni genetycznych, brak doświadczenia w takiej diagnostyce (badania genetyczne i metaboliczne, interdyscyplinarność wiedzy, olbrzymia czasochłonność pracy lekarza oraz czas oczekiwania na wyniki (nawet 6 miesięcy – w przypadku jednego z moich pacjentów), konieczność badań obrazowych, infekcyjnych, toksykologicznych. Nieopłacalność finansowa porady ( pacjenci nie są mentalnie i finansowo przygotowani, aby zapłacić za 50 godzin pracy lekarza więcej niż za standardowa poradę). Dla pacjenta liczy się efekt – dolegliwości – porada – rozpoznanie (mądry lekarz taki jak np dr House powinien wiedzieć od razu co mi dolega – a gdzie cała praca z dokumentacja i analityczna ? 🙂  Chorzy nie mają też środków na wykonanie wszystkich zleconych badań. Nie zawsze są w stanie psychicznie znieść rozbudowana diagnostykę (Często słyszę: “Jak zrobię te wszystkie badania, to mi chyba upuszcza cała krew” lub “moja żona jest naprawdę droga).

b) Algorytmy – (obecnie bardzo modne słowo ze względu na sztuczna inteligencję – dla informatyków są wytłumaczeniem niewytłumaczalanego 🙂  ). Także one są tworzone przez lekarzy (do czasu AI), którzy trzymają się zasady wykrywania chorób częstych lub zagrażających życiu. Nie znam programu komputerowego lub książki z algorytmami obejmującej choroby rzadkie.

Kiedyś tę lukę częściowo wypełniała aplikacja diagnosispro.com. (listowanie dużej ilości jednostek chorobowych nawet do kilku tysięcy na zapytanie) – w tym części genetycznych ( niestety zniknęła z rynku).

c) Aplikacje z bazami  danych o chorobach rzadkich nie pozwalają ich wykorzystać w prosty sposób do diagnostyki różnicowej. Dla przykładu orphannet – potrafi znaleźć znaną już jednostkę chorobową, ale spróbujcie zadać pytanie bóle głowy+mgła mózgowa + przewlekłe zmęczenie – kiepsko (lepiej poszło z dysmorfią). Owszem jest taka baza orphannet z warunkowa wyszukiwarką objawów – ale ja znaleźć – to wielka sztuka lub  “trafiło się ślepej kurze ziarno” (na razie mam to ziarnko :).

d) Książki o chorobach rzadkich  i podręczniki dla studentów medycyny uwzględniające w diagnostyce różnicowej choroby rzadkie – zapomnij!

Albo ich nie ma, albo zagraniczne i drogie – śmiem twierdzić, że bez algorytmów diagnostyki różnicowej.

Miałem nadzieję, że nowa polska książka przyda się w szybkiej diagnostyce. Podręcznik świetny i długo oczekiwany, ale nie ma nawet skorowidza objawów – przeglądaj całą książkę, może coś znajdziesz (przy kominku w domu, ale nie w pracy) i stworzysz swoja “listę podejrzanych” chorób do dalszego różnicowania..

Mówię o “Choroby rzadkie” Anna Dobrzańska i wsp.

Musiałem “na piechotę” (tj wpisując ręcznie do pliku Excel – wszystkie choroby i ich objawy – jeszcze tego nie skończyłem) . Jak  może wyglądać cząstka tej bazy stworzonej na podstawie tej książki. pokazuje na poniższym przezroczu. Plusem tej bazy jest to, ze można ja uzupełniać w oparciu o inne źródła i ją aktualizować. Miło by było, gdyby autorzy stworzyli do tego aplikacje komputerową dla lekarzy np. POZ, pediatrów  i internistów..

 

Przykładowa baza chorób rzadkich do diagnostyki różnicowej.

 

 

Zespół ds. Chorób Rzadkich CSK – UM-Łódź – webinar

Wczoraj (19-11-2020) miałem przyjemność uczestniczyć w webinarze pt. “Kiedy podejrzewać i jak rozpoznawać choroby rzadkie – praktyczne wskazówki”

 

źródło -opisywany  webinar

zorganizowanym przez prężnie rozwijająca się Poradnię Chorób Rzadkich w Łodzi – CSK ul. Pomorska 251. Patronat nad poradnią sprawuje Klinika Nefrologii  CSK UM Łodź.

W webinarze uczestniczyli Państwo prof. dr hab. n.med. Nowicki (kierownik Kliniki Nefrologii), dr n.med. Katarzyna Muras Szwedziak (kierownik projektu),  dr n.med. Agata Gajos (neurolog), dr n.med. Hanna Moczulska (genetyk) oraz dr n.med. Krzysztof Kaczmarek (kardiolog).

Ośrodek szczególne sukcesy ma w prowadzeniu pacjentów z ultrarzadka (1/<50tys. osób w populacji) chorobą Fabry’ego. Pod opieka znajduje się około 20 pacjentów.

Ośrodek prężnie się rozwija dzięki interdyscyplinarnemu zespołowi (nefrolog+kardiolog+neurolog+genetyk), dobrej współpracy z firmą Sanofi Genzyme dostarczającej leki, stosowaniu testów przesiewowych metodą suchej kropli krwi, stworzeniu koła naukowego dla studentów medycyny oraz prężnej informacji w mediach społecznościowych.

źródło -opisywany  webinar Test Dried Blood Spot (DBS) np w chorobie Gauchera)

źródło -opisywany  webinar

Jak wykonać badanie – Instrukcja

Ciekawą informacją były narzędzia, którymi posługują się genetycy w CKD – ogólnodostępne lub płatne

 

Face2gene

 

OMIM

 

GenReviews

Niestety nie stosują oni badań zaburzeń metabolicznych.

U noworodków wykonuje się test suchej kropli krwi  w kierunku wielu chorób metabolicznych.

 

 

Jak znaleźć swoją bakterię chorobotwórczą?

Ostatnio w czasie konsultacji dwóch trudnych przypadków diagnostycznych pojawił się problem, która bakteria odpowiada za dominujące objawy chorobowe.

Czasem mamy do czynienia z małą ilością danych, ale zdarza się też odwrotnie. Bywa, ze mamy kilka posiewów bakteryjnych z różnych okolic ciała. Lekarze stosowali antybiotyki odpowiednio do swojego badania. Pacjentowi poprawiało się samopoczucie, ale po kilku dniach dolegliwości nawracały. W ten sposób opisywani pacjenci byli leczeni różnymi antybiotykami. Raz było lepiej, innym razem bez poprawy. Jak długo można stosować (czasami obarczoną objawami ubocznymi) terapię?

Rozwiązaniem może być ustalenie, która bakteria wywołuje objawy główne i skoncentrować się na miejscowym leczeniu (np. zatok) a nie np. pęcherza moczowego.

Inną możliwością jest uodpornienie pacjenta na daną bakterię (szczególnie ważne w bakteriach opornych na antybiotyki (np. MRSA gronkowiec złocisty). Wykonuje się autoszczepionki (np. Centrum Badań Mikrobiologicznych i Autoszczepionek imienia dr Jana Bobra Sp. z o.o. Zakład Opieki Zdrowotnej Kraków), lub szczepionki gotowe poliwalentne takie jak. Luivac.

Być może trzeba będzie stosować terapie wielomiesięczne i złożone z kilku leków (gruźlica, melioidoza).

Jak do tego dojść. Czasami stosuje metodę analityczną. Zbieram wywiad, jakim antybiotykami pacjent był leczony i czy i kiedy przynosiły poprawę samopoczucia. Spisuję wyniki antybiogramów z ich lekowrażliwością. Wprowadzam do tabeli porównawczej informacje producenta leku o wrażliwości drobnoustrojów na dany lek. Czasem trzeba to wykonać w kilku konstelacjach antybiotyków. Następnie “wychwytuję” bakterie wrażliwe na skuteczny antybiotyk i oporne na porównywany antybiotyk. Mam już “podejrzanego”. Potem sprawdzam skład szczepionki np. Luivac, czy w jej składzie są antygeny znalezionej bakterii. Jeśli tak, to możemy rozważyć uodpornienie pacjenta szczepionka, zamiast ponownej dawki antybiotyku. Leczymy przyczynowo na pierwszej linii frontu z bakteriami.

Na poniższym przezroczu pokazuje schematyczne porównanie Azytromycyny i Klacidu (mimo, ze oba antybiotyki z grupy makrolidów – zakres działania częściowo się różni. U pacjenta wykryto w antybiogramie Corynebacterium spp.(zaznaczona na żółto – wrażliwa na azytromycynę, nie działa na nią klacid, a była wyhodowana w antybiogramie. To był mój główny podejrzany. Jak widać, można też sobie radzić bez wykonywania ponownych badań. Takie schematy myślowe można stosować w przypadku do innych procedur leczniczych (nie tylko do antybiotyków – co pomaga, co nie pomaga). Co najważniejsze, może to wykonać nawet SAM PACJENT, do czego osobiście zachęcam)

Zdarzyło mi się tez ostatnio porównywać Augmentin i Douomox. Pacjent nie rozumiał, dlaczego dwa leki o tym składzie raz działaj a raz nie. W tym zestawieniu pierwszym mylącym elementem jest nazwa Duomox  – co może sugerować, że lek jest dwuskładnikowy. Niestety tak nie jest – to tylko amoksycylina (wrażliwa na rozkładające ja β-laktamazy bakteryjne – co osłabia jej skuteczność). Augmentin natomiast jest dwuskładnikowy – opisana już amoksycylina i kwas klawulanowy (nieodwracalnego inhibitora β-laktamazy).

Próba szybkiego zestawienia leowrażliwości obu preparatów nie jest prosta np. w oparciu o baze leków medycyny praktycznej. O ile Duomox (amoksycylina)ma szczegółowo wymienione bakterie, to Augmentin ma tylko wskazania kliniczne. Trzeba było więc sięgnąć do bakterii wytwarzających betalaktamazy i wrażliwe na kwas klawulanowy. Upraszczając tabela będzie porównywała Duomox z kwasem klawulanowym.

Ponieważ jedną z bakterii mogłaby być Haemophilus influenzae – do rozważenia będzie włączenie Luivac, który na te antygeny bakteryjne w swoim składzie. Zamiast leczenia antybiotykami – będziemy zapobiegać jej namnażaniu (bo przecie “lepiej zapobiegać, niż leczyć” 🙂 .

Trudne przypadki – AI- wyszukiwanie obrazem

Dzisiejsza technologia sztucznej inteligencji pomaga w diagnostyce trudnych przypadków chorobowych. Pozwala on wyszukiwać zbliżone do siebie obrazy. Mamy to pod ręką – za darmo:

Wystarczy uruchomić w przeglądarce bing.com wyszukiwanie obrazem i wstawić zdjęcie zmiany chorobowej.

Taka opcje ma także Google – przeczytaj artykuł

Oczywiście są też płatne programy np. dla dermatologów, które maja znacznie lepiej rozbudowaną taką analizę. Np. VisualDX,  program wykorzystuje porównanie obrazem AI – uczenie maszynowe) (DemrExpert na smartfon) (50 dolarów miesięcznie – lub rocznie 500 dolarów)

Bardziej zaawansowane porównywanie obrazem stosuje się do analizy zdjęć radiologicznych i wykrywaniu wczesnych postaci nowotworów (np. w mammografii – pisałem już o tym wcześniej) Epoka sztucznej inteligencji- Ewa Ewart-TVN24

IBM Watson oferuje takie usługi szpitalom (uczenie maszynowe). Projekt Ahus.

Zastosowanie wyszukiwania obrazem w zastosowaniu genetyków

Zdjęcie pacjenta – wyszukiwanie cech fenotypowych charakterystycznych dla choroby genetycznej (płatny) Face2gene

OPENi

Melioidoza – poważna choroba z Tajlandii.

Jeśli wróciliście Państwo chorzy z Tajlandii, albo się tam wybieracie na wakacje życia, to powinniście zapoznać się z tym postem.

Ostatnio poświęciłem około 50 godzin (PIĘĆDZIESIĄT godzin!) na analizę tzw. “trudnego przypadku diagnostycznego“.

Młoda osoba (dalej będę nazywał ja pacjentem) w czasie pobytu w Tajlandii korzystała z wielu atrakcji. Bawiła się z małpkami, kapała się w morzu, jeziorkach  i w basenie (w którym raz zauważono warana). Były też kąpiele w pobliżu słoni. Pacjent korzystał z wanny hotelowej. Doszło także do wielokrotnego ukąszenia przez komary.

Pewnego dnia osoba ta nagle źle się poczuła po wejściu do basenu. Pojawiły się natychmiast dolegliwości ze strony układu moczowego, gorączka. Przejściowo pomogła Furagina.

Po powrocie do kraju  pojawiły się jednak nowe dolegliwości – wysypki skórne, tachykardia, zaburzenia rytmu serca, kaszel, bóle w klatce piersiowej, bóle mięśni i stawów oraz podbrzusza. Towarzyszyło im łatwe męczenie oraz obfite poty nocne. Złe samopoczucie utrzymuje się od ponad pół roku.  Początkowo była świetna reakcja na leczenie Azytromycyną. Niestety trwało to do momentu odstawienia leku.

Rozpoczęły  się  pobyty w szpitalach specjalistycznych (chorób zakaźnych, tropikalnych, kardiologicznych). Włączano nowe antybiotyki (także ponawiano Azytromycynę i inne makrolidy) – bez efektu. Wykonano bronchoskopię i około 50 testów na choroby tropikalne włącznie z posiewami krwi na bakterie tlenowe i beztlenowe. Rozpoczęło się szukanie pomocy u wielu specjalistów  na własna rękę. Pacjent wykonał olbrzymia pracę analityczną i przeanalizował wiele doniesień naukowych. Przyznaję, że miałem wrażenie, że otrzymałem dokumentację przypadku prowadzoną przez bardzo zdeterminowanego w chęci postawienia lekarza lekarza, z dużymi zdolnościami analitycznymi. Dla mnie pozostało znalezienie czegoś rzadkiego i nietypowego.

Pacjent w międzyczasie kontaktował się za pomocą e-mail ze specjalistami w Singapurze.  Wysyłał krew i kał do specjalizującego się w chorobach tropikalnych laboratorium Niemczech. Niestety nie udało się ustalić rozpoznania. Testy, albo wypadały ujemnie, lub wykazywały na dawno przebyte infekcje (oceniano to po przeciwciałach IgG).

Stanąłem przed problemem:

Czy jest to choroba nabyta w Polsce, czy w Tajlandii. Jeśli w Tajlandii, czy jet to choroba zakaźna i jaka wirus, bakteria, grzyb,  pasożyt. Jakie źródło i zoonozy należy rozważyć: woda (pitna, basen, morze, jezioro), powietrze, pokarmy, małpy, słonie, waran (gady), komary.

Jeśli to bakteria i zareagowała na leczenie azytromycyną, to dlaczego nie było efektu później? Szybko wytworzyła się lekooporność, czy była jakaś konfekcja bakteryjną połączona z wirusem, czy należało stosować leczenie znacznie dłużej, a może potrzeba było zastosować kilka na raz celowanych antybiotyków.

Ponowiłem szukanie chorób w Tajlandii na serwerach polskich, amerykańskich naukowych i tajlandzkich. Nic nowego się nie pojawiało, co mogłoby pasować do objawów chorobowych. W międzyczasie pacjent kontaktował się z innymi lekarzami chorób zakaźnych w Niemczech i dowiedział się, że  ostatnio u turystów  powracających z Tajlandii zaczęto rozpoznawać: MELIOIDOZĘ.(choroba Whitmora)

Co to za choroba? Fonetycznie zbliżona do melodii, ale myślę, że bardziej do MELIO-racji  :). Tym bardziej, że jak się okazuje źródłem zakażenia o jest woda!, ale też gleba, powietrze. Istnieje ryzyko zakażenia się od człowieka. Warto zajrzeć na stronę Melioidosis Wikipedii – w celu wstępnego zapoznania się z tą chorobą.

(Ciekawostka jest wg Wikipedii, że chorobę tę prawdopodobnie Arthur Conan Doyle wykorzystał  jako “gorączkę Tapanuli” (dzisiejsza Sumatra – czyli blisko Tajlandii) opisaną  w opowiadaniu Umierający detektyw

Wszystko zaczęło się układać w logiczna całość. I co najdziwniejsze – wpisanie nazwy choroby w przeglądarkę, na jednej z pierwszych pozycji pokazało artykuł w ….Medycynie Praktycznej.(Melioidoza -dr n. med. Anna Parfieniuk-Kowerda, Klinika Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku).

Dla pacjentów może wydawać się, gdzie w takim razie tkwił problem? Wystarczyło wejść na portal Medycyny Praktycznej, napisać np. “Choroby w Tajlandii” – i wszytko jasne?

Tylko, że najpierw trzeba było wiedzieć, że tam (wśród milionów stron internetowych) może być opisana taka choroba i to jeszcze w Tajlandii. Wpisałem z ciekawości – Tajlandia na mp.pl dla lekarzy – dominują  wpisy o COVID, ptasia grypa, gruźlica, biegunki podróżnych i HIV (Tajlandia celem seksturystyki?). . Dodałem do wyszukiwania: Tajlandia choroby – także nic. Trzeba zadać pytanie Melioidoza, żeby znaleźć artykuł “Postępowanie diagnostyczne z chorym dzieckiem po powrocie z podróży do krajów tropikalnych” – (Andrea Summer, William M. Stauffer Evaluation of the sick child following travel to the tropics Pediatric Annals, 2008; 37: 821–826) – warto zajrzeć – świetna tabela okresów wylegania chorób tropikalnych) – (tutaj wymieniono melioidozę – ale bez Tajlandii). W zakładce infekcje dla lekarzy – także NIC !.

Artykuł Melioidoza jest w części portalu “Dla pacjentów.  Z tego wniosek, że wyszukiwarka serwisu nie sprawdza lekarzom wpisów umieszczonych na Portalu pacjenta. Dlatego pacjent może znaleźć chorobę, a lekarz – nie. Myślałem, że lekarz ma dostęp do całego serwisu mp.pl – źle myślałem! 🙂

Czasem szukamy daleko, a diamenty leżą pod stopami. Zastanowiło mnie więc, dlaczego oddziały chorób tropikalnych nie mają w standardzie badania turystów z Tajlandii w kierunku tej poważnej choroby. Tym bardziej, że bakteria zaliczana jest do grupy bioterrorystycznych, może wiązać się z dużą śmiertelnością (rocznie zapada na nią około 169tys osób a umiera około 89000 – czyli około 50%) i wymaga leczenia 5 miesięcy kilkoma specyficznymi antybiotykami.

Wkrótce przekonałem się w czym może tkwić problem. Bakteria Burkholderia pseudomallei jest zbliżona bakterii nosacizny, czyli choroby zwierząt. Sprawdziłem w cenniku PZH w Warszawie – nie znalazłem testów na tę bakterię. Szukałem testów immnologicznych w laboratoriach “sieciowych” i specjalizujących się w chorobach tropikalnych (Poznań) – też nic. Instytut Medycyny Wsi w Lublinie, także nie znalazłem takich badań. Zostały mi laboratoria od “bioterroryzmu”, albo weterynaryjne :).

Znalazłem badania w kierunku nosacizny w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach. Czy wykonają nam badania – (badają surowicę koni) – zobaczymy.

Nr 440 – Badanie serologiczne w kierunku nosacizny odczynem wiązania dopełniacza (OWD).

Przed chwilą (godz. 0:14) wysłałem e-mail do Kliniki Chorób Zakaźnych w Białymstoku z prośbą o informację, gdzie można zdiagnozować takiego pacjenta.

Jak widać współpraca lekarza i pacjenta coraz częściej staje się normą. Docieramy do informacji kilkoma niezależnymi drogami. Nie ważne są autorytety medyczne, ale skuteczność zdobywania informacji i postawienie rozpoznania.

Jeszcze raz powtarzam motto mojego blogu :KTO CHCE,  SZUKA SPOSOBU, KTO NIE CHCE – SZUKA POWODU”  :).

Czy to rozpoznanie się potwierdzi? Nie wiem, ale myślę, że nagłośnienie tej jednostki chorobowej może pozwoli rozszerzyć procedury w oddziałach chorób tropikalnych w stosunku do powracających z Tajlandii i być może uratować komuś ŻYCIE!

Pamiętam nie tak odległy czas (około 10 lat temu) , jak próbowałem postawić rozpoznanie filariozy u naszych 20 turystów. Badania trzeba było wysyłać za granicę. Testy serologiczne były niedostępne. Trzeba było uruchamiać wsparcie ministerstwa zdrowia.  Pacjenci sami jeździli do laboratoriów chorób tropikalnych w Niemczech. Zostawało nam rozpoznanie pod mikroskopem i to z krwi badanej wieczorem. Już wtedy, dzięki studentom medycyny nauczyłem się jak prosto w gabinecie lekarskim można zrobić zdjęcie cyfrowe z mikroskopu. Wystarczył telefon komórkowy. Zdjęcia dobrej jakości – porównywalne z mikroskopem profesjonalnym, wysłaliśmy e-mailem na konsultacje do specjalistów we Włoszech i Indiach :).

 

Uwagi do procesu diagnostycznego trudnych przypadków chorobowych.

U tego pacjenta proces diagnostyczny był bardzo złożony. Należało zebrać,  spisać i uporządkować  jak najwięcej informacji (wywiad, badanie przedmiotowe, dotychczasowe wyniki badań, konsultacje lekarskie oraz katy informacyjne. W tym przypadku moja karta informacyjna dla pacjenta zajęła 32 strony ! Ponieważ nie mam sekretarki do wprowadzania tych danych muszę to robić osobiście. Ma to też swoje dobre strony. W czasie pisania często wychwytuję pominięte wcześniej przez innych detale istotne informacje dla pacjenta lub mam czas, aby spojrzeć na nie z innej perspektywy).

W przypadku tego chorego otrzymałem świetny przewodnik przygotowany przez pacjenta po jego dotychczasowej dokumentacji (plik Excel z zestawieniem wyników badań  z zaznaczeniem wyników dodatnich – a było ich około 50 (każdy na innym druku) + rodzaj przeprowadzonych konsultacji oraz kart informacyjnych. Do rubryk dodałem od siebie Link (hiperłacze) do pliku z wynikiem. Ten pomysł zaczerpnąłem od innego mojego “trudnego” pacjenta – informatyka, który przedstawił mi historię choroby w pliku tekstowym, umieścił pliki z wynikami badań w jednym katalogu (a bywa tych wyników i około 200), do każdego wyniku utworzył link. Czytając historię choroby można było szybko wywołać oryginalny wynik badania.

Zebranie wyników w tabeli pozwoliło mi szybko sprawdzać, czy i kiedy wykonano badanie w kierunku infekcji (ale w tym gąszczu i tak umknęło kilka badań, które wychwyciłem przepisując wyniki badań do karty informacyjnej. Takie uporządkowanie – pokazuje, jakie choroby  jeszcze nie były diagnozowane, ale też oszczędza czas i pieniądze chorego na dublowanie badań.

Umieszczenie pliku z kartą informacyjną teleproady w jednym folderze daje świetne narzędzie do dalszych konsultacji pacjenta przez internet. (taka cyfrowa książka zdrowia) Konsultującemu lekarzowi można przesłać cały folder z historią choroby, kartą informacyjną, która będzie otwierała potrzebne wyniki dodatkowe. Korzystając z Tłumacza Google łatwo ja przetłumaczyć np. na język angielski. Można też folder umieścić w chmurze internetowej (potem udostępnić link przez e-mail) lub nagrać na pendrive (ostatecznie na CD – obecnie laptopy nie mają już odtwarzaczy CD)). Taka nowoczesną historię choroby można potem łatwo uzupełniać. Moi pacjenci wykorzystują już takie rozwiązanie wykorzystując kart informacyjne z mojej teleporady. podczas dalszych konsultacjach. O pacjentów wiem, że lekarze w pierwszej kolejności sięgaja po moje opracowanie historii choroby. Nie muszą już przeglądać setek stron dokumentów. Konsultacje są szybsze bardziej merytoryczne.

Oczywiście – wszystkie wyniki dotychczasowych badań można ponownie weryfikować – ale to już proponuję w drugiej kolejności, czy wykonać testy innymi badaniami – np. testami PCR. zamiast immunologicznymi (widzimy obecnie, że w pandemii COVID19- też tak się robi).

Osobiście przy analizie wielu dokumentów i  przygotowaniu karty informacyjnej z teleporady radzę sobie trochę w inny sposób z natłokiem kart informacyjnych.

Zakładam pusty folder ( do którego będę przenosił opracowane już pliki z wynikami chorego). Jednocześnie zakładam nowy pusty plik w aplikacji Word. Następnie otwieram pliki pdf – jeśli można je skopiować w formie tekstowej – kopiuję i wklejam do pliku Word. Jeśli nie – wykonuję Print Screen i wklejam do programu OneNote (ale ma te funkcje tylko stara wersja 2010). (Są oczywiście  też płatne programy do konwersji plików pdf, ale nie wiem, czy poradziłby sobie z zakodowanymi  pdf). Program pozwala skopiować tekst, który wklejam do pliku Word (niestety jest dużo błędów – czasem szybciej sie przepisze niz dokona korekty). Pliki w jpg – kopiuję i wklejam do Word. I… niestety ręcznie wprowadzam te dane do karty informacyjnej (zajmuje to dużo czasu, który mógłbym poświęcić na prace koncepcyjną). Można rozważyć wykorzystanie do tego programów do dyktowania notatek tekstowych (np. Google Dokumenty w przeglądarce Chrome lub Office 365 i 19) – to samo narzędzie może pozwolić na notowanie pomysłów bez pisania na komputerze i pisanie postów na  blogu (połączone z nagrywaniem dźwięku – do tworzenia od razu podcastów).

Takie usystematyzowanie pracy i przenoszenie między folderami pozwala uniknąć pominięcie któregoś pliku – co przy 200 dokumentach jest możliwe, kopiowanie natomiast umożliwia od razy wybieranie interesującej treści i pracę na jednym dokumencie zamiast na 200 otwartych równocześnie.

Następnie przeanalizowałem objawy tego chorego.

Zadałem sobie pytania, które stawiam rutynowo przed każdą wideokonsultacją . Zainspirował mnie do tego podejścia stary szpiegowski radziecki serial „Siedemnaście Mgnień wiosny”– gdzie agent Stirlitz (a oni mają chyba dobre szkoły szpiegów?) – porządkował swoje myśli na kartce papieru pod hasłem:    “Materiał do przemyślenia“. Jest to dla mnie bardzo ważna funkcja analityczna. Tutaj mogę zapisać swoje pierwsze wrażenia, uporządkować problemy do rozwiązania, wprowadzić dane z map myśli).

Inną ciekawą rzeczą jaka zaobserwowałem u siebie podczas analizy trudnych przypadków jest to, że  często mi się zdarza znaleźć koncepcje rozwiązania problemu dopiero na drugi dzień. Bywa, że cały dzień wytężonej pracy i zbierania informacji nic nie wnosi nowego do rozpoznania. Rozwiązanie pojawia się dopiero następnego ranka. Po “przespaniu się z problemem (bez podtekstów” 🙂 nagle wszystko staje się proste i poukładane. Coś w tym jest, że najlepsze prace koncepcyjne udają mi się dopiero następnego ranka (tak jak z GDMMiA). Dlatego też potrzebuję więcej czasu, aby stworzyć nową koncepcję diagnozy. To nie jest praca na taśmie. Nie przyjmę dokumentacji od pacjenta jednego dnia i na drugi dam rozwiązanie diagnostyczne.

Wymyślenie czegoś nowego wymaga czasu (w przypadku tego chorego zajęło mi to 50 godzin). Trzeba było rozłożyć problem na najmniejsze elementy, przeanalizować i dopiero postawić rozpoznanie. (Ze wzgledu na takie drobiazgowe podejście pacjent po wizycie u mnie powiedział mojemu koledze, że był u Doktora Śrubki” :).

Dopiero teraz dociera do mnie, dlaczego “Dr House” po pewnym czasie nagle wpadał na genialne rozpoznanie. Prawdopodobnie był to ten sam mechanizm – zebrać informacje – czerpać z inspiracji zespołu (burza mózgów) – analizować – dać sobie czas, aby mózg poukładał sobie całą analizę -wejść w fazę REM (?)  i na drugi dzień nagle “wydruk sposobu rozwiązania problemu” z naszych sieci neuronowych. (to Ludzka – nie sztuczna Inteligencja, 🙂 Tak jak w filmie dla dzieci “Pomysłowy Dobromir 🙂

Następnie przeszukuję piśmiennictwo i korzystam z komputerowych (internetowych baz danych oraz aplikacji do diagnostyki różnicowej – nazywam je: “diagnozowarkami”.

Jednak w tym przypadku dość dobre narzędzie zawiodło. Na zapytanie – znajdź chorobę u chorego z Tajlandii przy jego objawach i w grupie wiekowej (zarówno w konstelacji pojedynczych objawów jak i dla grupy wszystkich objawów pacjenta) – melioidozy nie podano (chociaż autorzy aplikacji piszą, że baza programu jest stale aktualizowana o bardzo szeroka literaturę naukowa z całego świata).  Z tego wypływa wniosek, że nawet najlepsze bazy danych portali:  “diagnozowarek”  (np. Isabelhealthcare – zaliczam do takich)  nie maja jeszcze tak potężnych “silników”, aby mogły dostarczyć informacje o bardzo rzadkich chorobach – lub schorzeniach przebiegających w nietypowym zestawieniu.

 

Zadałem to samo pytanie w  Google (Thailand, Skin Rashes, Night Sweats, Joint Pain, Arrhythmia, Tachycardia, Raised Temperature, Enlarged Lymph Nodes, Muscle Weakness, Right Side Stomach Pain, Headache, Low Urine Output, Earache), która dysponuje już świetną nowa technologią sztucznej inteligencji (wygrała w grze Go) – niestety też nie otrzymałem na pierwszych stronach wyszukiwania (było ich 126 tysięcy) sugestii melioidozy.

Oczywiście zawsze zdaję sobie sprawę, że odpowiedź mogłaby być inna, gdybym inaczej sformułował zapytanie. Często powtarzam sobie przy zbieraniu wywiadu od pacjenta: “Jakie pytanie – taka odpowiedź!” (Jest to oczywiście w sprzeczności z powszechnym powiedzeniem “Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi”)

Także opisana wcześnie próba przeszukania bazy danych portalu Medycyny Praktycznej pokazała, że pewne informacje mogą być niedostępne dla wszystkich użytkowników (w tym przypadku, lekarz nie widzi artykułu dla pacjentów)!

Jak widać z powyższych informacji w diagnostyce trudnych przypadków chorobowych jest jeszcze praca dla lekarza :). Nie wszystko jeszcze może zastąpić sztuczna inteligencja – co nie znaczy, że to szybko nie nastąpi. Stąd moje przemyślenia i projekty w GDMMiA, aby ten proces uporządkować i wprowadzić ludzkość z etapu informacji  w etap mądrości działania w oparciu o nowe technologie.  Technologie te będzie potem można wprowadzać do chipów implantowanych w ciele człowieka. Po co się uczyć, jak od razu każdy będzie człowiek miał gotowe narzędzie z dostępem do każdej potrzebnej informacji. Może warto obejrzeć Biohackers na Neflix?

Diagnozując chorego zadałem sobie także pytanie, czy pływający w basenie hotelowym waran mógł przenosić jakieś nietypowe choroby (przy okazji znalazłem informacje, że bada się te zwierzęta pod kątem  ich wykorzystania w walce z antybiotykoopornością bakterii). Pomocny był mi artykuł “Zoonotic Parasites of Reptiles: A Crawling Threat Jairo A. Mendoza-Roldan, David Modry and Domenico Otranto” z Trends in Parasitology

Przeanalizowałem oczywiście choroby przenoszone przez komary. Na słonie i małpki nie starczyło mi czasu. Z wywiadu wykluczyłem podejrzenie wścieklizny (w tym pogryzienia przez nietoperze i psy). Uwzględniłem kontakt na chorobę zakaźna w rodzinie (dzięki mojemu formularzowi wywiadu chorobowego) i kontakt z polskimi zwierzętami.

Teraz należało połączyć wszystkie informacje i wyciągnąć wnioski – jaka może to być choroba i jakie badania należy wykonać, aby potwierdzić lub wykluczyć rozpoznanie. Łączeniem kropek zainspirowała mnie moja córka Joanna – adwokat , która  mówi, że  w jej zawodzie także często należy połączyć kropki, aby rozwiązać problem i zredagować  silną ekspertyzę prawną (szczególnie w sprawach  biznesów wartych miliony).

Niestety nie wszystko idzie gładko. Czasem mamy podejrzenie choroby, ale nie mamy gdzie wykonać testów diagnostycznych.

Jeśli nie można znaleźć laboratorium wyspecjalizowanego w danej diagnostyce warto zapytać autorów publikacji na ten temat, czy nie mogą polecić mi placówki zajmującej się tym problemem. Tak też uczyniłem w tym przypadku – wczoraj wysłałem e-mail do autorki artykułu z Medycyny  Praktycznej. (Niedawno mój pacjent zwracał się o pomoc diagnostyczną do autorów z Singapuru o jego chorobie- zadziwiające – jak lekarze są chętni do pomocy ludziom z odległych krajów.)

W razie dalszego braku rozpoznania można skorzystać z pomocy lekarskich forów internetowych (konsylium24.pl – ale jest to narzędzie nie przygotowane do kompleksowej analizy i należy liczyć tylko na szczęście, że ktoś zauważy post oraz  na dobra wolę i zainteresowanie uczestników forum, jest tam wiele emocji w czasie dyskusji. Na tym portalu są tysiące wątków.

Można też skorzystać z dedykowanych do tych celów portali dla pasjonatów “detektywów medycznych” (lekarzy i nieprofesjonalnych fanów medycyny – np odpłatnie na CrowdMed – minimalne tygodniowe honorarium do podziału to około 200 dolarów  (widziałem też za 1300 dolarów z możliwością licytowania większej stawki)  to znacznie więcej niż moje honorarium  500 zł :).

Jak widać, to co wydaje się proste nie zawsze takie jest. Komputery i Internet wszystkiego nie rozwiążą. “Diabeł tkwi w szczegółach” – a praca analityczna może zająć także 50 godzin (nie mówiąc już o obsłudze systemów informatycznych, korespondencji z chorym i analizy wyników zleconych badań). Być może dlatego w Polsce prawdopodobnie nikt nie chce zajmować się samodzielnie taką pracą (pacjenci twierdzą, że nie znaleźli takich lekarzy w Polsce). Zostają więc przeciążone Ośrodki Chorób Rzadkich.

Telediagnostyka – audio i video w zbieraniu wywiadu

Diagnozując ostatnio trudne przypadki chorobowe jeszcze raz przekonałem się o tym jak może być determinacja pacjentów w szukaniu rozpoznania, potrafią przenosić góry, dotrzeć do lekarzy w różnych zakątkach Polski ale i świata. Nie ma już barier psychicznych, językowych i geograficznych (tu szczególnie wyróżniają się młodzi ludzie, aby docierać do największych autorytetów w najodleglejszych zakątkach świata, korzystać ze światowej literatury na najwyższym poziomie. Z pomocą przychodzą nowe technologie (w tym sztuczna inteligencja) i telekonsultacje (w tym on line). Dla przykładu mąż pacjentki, u której nie można postawić rozpoznania przeszukał w Internecie literaturę naukową, gdzie znalazł opis podobny przypadku chorobowego. Napisał e-mail do autorów artykułu – do Singapuru. Ci zasugerowali szukanie pomocy w USA- na portalu dla lekarzy stomatologów od “oro-facial pain”-> tam znalazł Polkę – lekarza stomatologa specjalizującą się w tej dziedzinie, która …. właśnie przyjechała do Polski  do chorej matki – i tu rozmawiali telefonicznie i e-mailowo. Diagnozy szukali także w USA na portalu CrowdMed.

Dla mnie największym zdziwieniem w ostatnich dniach było niestandardowe przesłanie dokumentacji do teleporady przez pacjentkę Prawidłowe przygotowanie do konsultacji wymaga wcześniejszego zebrania wywiadu chorobowego i dostępu do dokumentacji medycznej. Proszę więc o przysłanie wypełnionego druku wywiadu. Niestety ostatnio pacjentka długo nie przysyłała mi wypełnionych druków. Okazało się, że pliki były za duże i e-mal nie wychodziły z jej skrzynki. Druki udostępniła mi w chmurze. Ku ku mojemu rozczarowaniu – chora wypełniła tylko dane personalne i główne objawy.

Zacząłem analizować nadesłane pliki – zwykle są to formaty pdf, jpg lub doc. Zastanowiło mnie, dlaczego jeden z plików jpg ma ponad 20 MB. Okazało sie, że to nie jest to jpg ale mpg AUDIO.

Pacjentka po prostu nagrała wywiad w pliku audio i mi go wysłała do odtworzenia np w Winamp. Twierdziła, że miała duże problemy z koncentracją i jest osłabiona na tyle, aby wypełnić druki wywiadu.

Niedługo prawdopodobnie mogę się spodziewać też nagrań Video z wywiadem od chorego. 🙂

Dla lekarza taka forma ma swoje zalety, ale także na obecnymi etapie technologicznym – wady przeważają. Pliki audio,  a szczególnie wideo mają dużą objętość – do kilkuset MegaBajtów. Trudno takie dane przechowywać w dokumentacji medycznej, ale tez trudno na nich pracować. Wysłuchanie wywiadu i napisanie z tego notatki znacznie wydłuża proces analizy dokumentacji.

Dlatego w chwili obecnej ODRADZAM PACJENTOM przesyłanie dokumentacji AUDIO i WIDEO. Nie mogą zapewnić bezpieczeństwa takich danych w drodze od pacjenta do mojego komputera. Takie rozwiązanie możnaby zastosować z pewna ostrożnością w przypadku dedytkowanego serwera, który pozwala umieszczać dane bezpośrednio z komputera pacjenta.  Na chwile obecną dla procesu diagnostycznego wystarczająca jest rozmowa wideo w aplikacji Microsfofr Teams.

Rozwiązanie audio może być bardzo przydatne dla pacjentów niewidzących.

Mogą oni także korzystać ze sztucznej inteligencji do odczytywania na głos plików przysłanych w formie tekstowej. Do rozważenia jest nagranie pytań do wywiadu przez lekarza i wysłania takiego pliku do chorego.

Office 365 ma możliwość czytania tekstu.

“Wklejenie” pliku tekstowego w oko przeglądarki Chrome, Edge – pozwala także odczytać tekst. Podobnie Tłumacz Google może być pomocny da takich chorych. Dla przykładu wkleiłem mój druk wywiadu chorobowego – aplikacja czyta tekst bardzo ładnie.

Tutaj należałoby podać jeszcze  program, który zapisuje tekst mówiony w postaci pliku np. word.Dokumenty Google dają taką możliwość tylko w przeglądarce Chrome.

Inne programy:

Speech to text

Google Chrome

Inne polecane prze Komputer Świat

 

Jak w praktyce można zastosować niektóre elementy audio – pokazuję także w poście

Melioidoza – poważna choroba z Tajlandii.

GDMMiA – porzucić projekt, czy dołączyć sztuczną inteligencję?

Ostatnio dużo rozmawiałem na temat GDMMiA z córka Joanną i młodym informatykiem MR (ale co ciekawe – rozpoczął teraz dodatkowe studia na wydziale lekarskim). Ponieważ moje zapytanie do Microsoft o możliwość zrealizowania na moje zlecenie i własne finansowanie projektu GDMMiA nie doczekało się odpowiedzi (po co walczyć z Google czy Microsoft – wolałem ich zatrudnić 🙂 ), zacząłem się zastanawiać, czy GDMMiA ma w ogóle sens? Czy nie tracę czasu i swojej energii na prace nad tym projektem? Czy może już Google i Microsoft nad tym pracują? Inaczej mówiąc: Czy nie robię dużo dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty :). W tym wpisie posłużę się pierwszymi (raczej nieudolnymi rysunkami), ale to od nich zaczęła się w 2011 roku idea projektu GDMMiA.

Z metodologii prowadzenia projektów Prince najważniejszą rzeczą jakiej się nauczyłem jest to, że nie ważne ile czasu i pieniędzy się zainwestowało w dane przedsięwzięcie, jeśli analiza na jednym z kamieni milowych wykaże, że projekt nie rokuje sukcesu – to należy go bezwzględnie zakończyć, aby pozbyć się “kamienia młyńskiego u szyi, który pociągnie nas na dno.

Ideą projektu było stworzenie narzędzia, które pozwoli ludziom na całym świecie realizować ich marzenia i rozwiązywać problemy życiowe i biznesowe dzięki dostępowi do najlepszej, ciągłej wiedzy (nie tylko informacji) pokazującej, jak w mądry sposób pokonać przeciwności świata. Docelowo może powstać pokolenie ekspertów w każdej dziedzinie. Oczywiście w realizacji planu trzeba to wesprzeć pieniędzmi, umiejętnościami i talentami ludzi lub maszyn.

 

Nie trzeba będzie być bogatym, aby mieć wiedzę dzisiaj zastrzeżona dla wąskiej, najzamożniejszej grupy miliarderów. Wystarczy zapytać np. Google z silnikiem GDMMiA, a dostanie się jedno, ale najlepsze rozwiązanie.  Dzięki przejrzystości algorytmu, będzie można zobaczyć, jakie opcje można było jeszcze rozważyć, i być może wybrać własne, inne  rozwiązanie.  GDMMiA wyjdzie też poza Internet i sięgnie po Big Data. (taki piaty wymiar rzeczywistości). Jesli połaczy sie z rozszerzeniem zmysłów człowieka (np. sensory znajdujące się na plecach pozwalają rozumieć mowę).

Najwygodniej dla człowieka byłoby, gdyby problem rozwiązał ktoś inny, bez żadnego nakładu pracy i pieniędzy. Takie rzeczy już były w historii “Każdemu według jego potrzeb”.

Chce mieć do, mówię o tym Złotej Rybce – jutro mam już nowy dom. Bez kredytu i innych zmartwień. Na razie to utopia. Ale kto wie, co będzie robiła Sztuczna Inteligencja dla pozbawionych pracy ludzi?

 

Jeśli nie Złota Rybka, to może sztuczna inteligencja rozwiąże za nas wszystkie problemy? Ze sztuczną inteligencją wiążą się jednak różne problemy. Po pierwsze jeszcze nie jest na tyle rozwinięta, aby rozwiązywać złożone zadania w każdej dziedzinie. Nadal się uczy (aloe uczy się bardzo szybko). Po drugie dochodzimy do takiego poziomu, że tracimy kontrole nad procesami, które odbywają się poza kontrolą człowieka (już za nią nie nadążamy). Sieci neuronowe wytwarzaj własne schematy (nie są to już znane nam typowe algorytmy). Mamy więc sytuację tzw. “czarnej skrzynki”  (Coś się tam dzieje, daje wynik, ale nikt nie wie dlaczego). Brak kontroli nad procesem decyzyjnym może skutkować poważnymi konsekwencjami prawnymi. Jeśli coś nie zadziała (np. umrze człowiek podłączony do aparatury (chipa) sztucznej inteligencji, to kto pójdzie do więzienia – algorytm, lekarz, który podłaczył maszyne i wykonał jej instrukcje, robot, który sam wykonał cała prace, inzynier, który zaprojektował wejściowy interfejs i koncepcje sieci neuronowej, ale nie wie co się dzieje wewnątrz procesów “pudełka” (“czarna dziura)”.

Można też posłużyć się algorytmem rozwiązywania problemów – co jest bardziej zrozumiałe dla człowieka i pozwala mieć kontrolę nad decyzjami.

Algorytmy stworzone tylko przez ludzi można gromadzić i katalogować oraz wyszukiwać i rozwijać np. w GDMMiA.

Można też mieć kontrolę nad rozwiązaniami problemów przez sztuczna inteligencję podporządkowując ostateczne decyzje człowiekowi np. poprzez sprzężenie SI z GDMMiA

Czy to fantazja – NIE. To już się dzieje!

Google wprowadza wyszukiwanie algorytmów tekstowych na stronach www. To nie są tylko linki do stron, to jest już inteligentnie wybrana najlepsza (wg Google) treść w danym języku logiczna treść i to w formie pisanego w edytorze tekstowym algorytmu. Niedługo będzie prawdopodobnie to w wersji międzynarodowej dzięki Tłumaczowi Google i jego SI rozpoznawania języka naturalnego. Zadamy pytanie po polsku, a otrzymamy przetłumaczony najlepszy algorytm na świecie, jaki jest aktualnie dostępny w Internecie (a co z bazami danych poza zasięgiem Google – Big Data? – myślę, że to tylko kwestia czasu!). Na rycinie widać, jak działa takie wyszukiwanie. Osobne okno z wybranym algorytmem i nie jest o reklama. W ogóle tego nie zauważamy, ale Google już nami kieruje. Algorytm “Jak ugotować jajko”

Inny algorytm – jak zmienić tapetę na mac. Z 79400000 wybrano jeden najlepszy algorytm, jeśli chcemy zmienić język wyszukiwania – jest taka opcja. Niedługo pewnie będzie od razu też z tłumaczeniem na wybrany język.

Przy tworzeniu algorytmów Globalnej  Mapy Myśli (GDMMiA) można sięgnąć do zapisanych w książkach, czy stronach www zasobów wiedzy. Jak zautomatyzować ten proces?. Może wykorzystać do tego celu sztuczną inteligencję w postaci np. Generatora tekstu GPT-3 OpenAI  (został on wykorzystany m.in. w philsopherai.do analizy tekstu) .

Firma Elona Muska to właśnie OpenAI. GPT to skrót od skrót od Generative Pre-trained Transformer, co oznacza generatywny przetrenowany transformator.

 

https://openai.com/

Jeśli będziemy mieli wersje tekstową odpowiedzi na zapytanie, to albo dostaniemy logiczny opis algorytmu (jak  wyżej pokazanym artykule na temat zmiany koła w samochodzie w programie Philosopher) albo wypunktowanie kolejności działań w formie pisemnego algorytmu. Analiza tekstu pozwala już wyłapać związki logiczne w treści pisanej, a następnie stworzyć logiczny ciąg informacji w postaci algorytmu. Algorytm można wówczas dołączać do GDMMiA dzięki uczeniu maszynowemu. GDMMiA może też być “pożywką” dla programu typu Philosopher). 

A co by było, gdyby Google potrafiło wyszukiwać graficzne algorytmy znajdujące się na stronach www, konwertować je do języka pisanego w edytorze tekstu i wyświetlać bardzo złożone algorytmy w formie opisowej podczas wyszukiwania w przeglądarce. Jednym słowem przejść z epoki wyszukiwania informacji w epokę dostarczania wiedzy.

A gdyby do tego celu wykorzystać sieci neuronowe + rozpoznawanie obrazu (uczenie maszynowe, głębokie uczenie) +  narzędzie oparte na opisywaniu obrazów Microsoft Azure oparte na Open AI  (technologia GPT3)   i to wszystko włączyć do przeglądarki Google.

What’s that? Microsoft’s latest breakthrough, now in Azure AI, describes images as well as people do

NEW DELHI Image Captioning – na tym filmie pokazano możliwość zastosowania Captcha w wyszukiwaniu obrazu w Google.

Niestety mój konsultant informatyczny MR (serdeczne podziękowania za szczerość) obawia się, że takie rozwiązanie jest bardzo trudne, lub wręcz nie możliwe obecnie do wykonania.

Nic tak mnie nie motywuje do pracy jak słowo NIEMOŻLIWE lub To się nie uda :). Jeśli nie Tak to JAK? 🙂

Globalna Dynamiczna Mapa Myśli i Algorytmów razem ze Sztuczna Inteligencją mogłaby w oparciu o tę wiedzę dołączyć narzędzie do tworzenia rozwiązań nowych problemów, które dotychczas nie mają swojego rozwiązania w sieci www i Big data.

Czy można wykorzystać GPT-3 OpenAI do tworzenia algorytmów GDMMiA?

Przy tworzeniu algorytmów Globalnej  Mapy Myśli (GDMMiA) można sięgnąć do zapisanych w książkach, czy stronach www zasobów wiedzy. Jak zautomatyzować ten proces. Może wykorzystać do tego celu sztuczną inteligencję w postaci np. Generatora tekstu GPT-3 OpenAI  (został on wykorzystany m.in. w philsopherai.do analizy tekstu) .

Firma Elona Muska to właśnie OpenAI. GPT to skrót od skrót od Generative Pre-trained Transformer, co oznacza generatywny przetrenowany transformator.

Analiza tekstu pozwalałaby wyłapać związki logiczne w treści pisanej, a następnie stworzyć logiczny ciąg informacji w postaci algorytmu. Algorytm można wówczas dołączyć do GDMMiA.

GPT-3 OpenAI jest to model przetwarzania języka naturalnego, który potrafi pisać teksty tak, jak robi to człowiek.

OpenAI otrzymała od Microsoft superkomputer (zasilany przez 285 tysięcy procesorów i 10 tysięcy układów graficznych, z których każdy umożliwia transfer danych na poziomie 400 gigabitów na sekundę).

“GPT-3” – napisali badacze w artykule naukowym poświęconym GPT-3. – GPT-3 osiąga wysoką wydajność w wielu zestawach danych przetwarzania języka naturalnego, w tym w tłumaczeniu, odpowiadaniu na pytania i dokańczaniu fraz, a także w kilku zadaniach wymagających rozumowania w czasie rzeczywistym lub adaptacji, takich jak rozszyfrowanie słów, użycie nowego słowa w zdaniu lub rozwiązanie 3-cyfrowej arytmetyki”.”  (źródło)

 

 

Przetwarzanie języka naturalnego może pozwolić standaryzować nomenklaturę użytą w GDMMiA przez ludzi z różnych zakątków świata. Nie wystarczy przetłumaczyć tekst – w katalogu Mapy powinien mieć on to samo znaczenie. Czyli powinno się stworzyć jeden precyzyjny język do zarządzania mapą GDMMiA. Internauta wpisze w swoim języku dowolną treść, GPT-3 przetłumaczy jego znaczenie na język GDMMiA, wyszuka żądane zapytanie i da odpowiedź w języku ojczystym użytkownika.

Polecam artykuł: “GPT-3 od OpenAI właśnie zrewolucjonizował przeglądarkę

GPT-3 pozwala zamieniać słowa na piksele tworząc obrazki. Ciekawe, czy może działać odwrotnie – zamieniać piksele na słowa? (algorytmy w jpg na algorytmy w mapie algorytmów?

MICROSOFT UZYSKAŁ EKSKLUZYWNĄ LICENCJĘ NA WYKORZYSTYWANIE GPT-3 W SWOICH PRODUKTACH