Kiedyś jeden z pacjentów w rozmowie z moim kolegą kardiologiem nazwał mnie „Doktorem Śrubką”. Twierdził, że w czasie mojego badania (trudny przypadek diagnostyczny) czuł się jakbym porozkręcał jego problem do najmniejszej śrubki. 🙂
Coś w tym jest – aby dobrze zdiagnozować trudny przypadek, trzeba dokładnie przeanalizować problem w najdrobniejszych szczegółach i konstelacjach, zebrać wywiad, przeprowadzić własne badanie przedmiotowe, poszukać błędów w procesie diagnostycznym, inaczej spojrzeć na problem, zadawać pytania doprecyzowujące typu „co autor miał na myśli” (tj. czy np. pacjent ma ból za mostkiem w klatce piersiowej, czy pod mostkiem stomatologicznym w jamie ustnej. 🙂 Jest to benedyktyńska i czasochłonna praca, wymagająca także cierpliwości zegarmistrza. Czasem może się wydawać, że szukam dziury w całym tj. czepiam się oczywistych rozpoznań –ale skoro są one takie świetne, to dlaczego nie skutkują wyleczeniem pacjenta. Trzeba znaleźć „dziurę” i ją „załatać”. 🙂